niedziela, 8 grudnia 2013

krótko, bez akapitów i na temat, mhm.

Wkurwia mnie to wszystko, i Ty też, wiesz, chociaż Cię kocham, chociaż kocham Cię jak pojebana, ale wkurwia mnie to wiesz, te wszystkie domówki na które musimy chodzić, bo nie wypada odmówić, to, że już wcześniej jesteś pijany, to, że mówisz, że już nie będziesz pił do zgona, a później znowu muszę Cię skądś tam wynosić i no kurwa tak po prawdzie, to wkurwia mnie chyba ta moja miłość do Ciebie, bo wiesz ja Cię kocham zawsze, w każdej chwili, nawet wtedy gdy najebiesz się w barze i muszę jechać po Ciebie mpk'iem i odebrać Cię razem z Twoim samochodem, nie mając przy sobie prawa jazdy i wtedy gdy mówisz mi, że znowu przytyłam i jak jak wyglądam i jak oglądając teledysk, stwierdzasz, że jakaś laska z papierową torbą na głowie, jest Twoim ideałem i nawet wtedy, kiedy hejtujesz moją najlepszą przyjaciółkę i gdy mi nie wierzysz, kiedy Ci mówię, że Cię kocham i gdy śmiejemy się z rzeczy, których inni ludzie nie rozumieją, ej bo kurwa tak po prawdzie, to mało kto nas rozumie i za to, za to, że przy Tobie mogę być sobą, ale tak bardzo sobą, że aż kurwa mogę sama siebie postrzegać jako idiotkę, a Ty wciąż jesteś i wciąż mnie rozumiesz i wszystko i o Chryste, nie mogę przestać dziękować w eter, za to, że Cię mam, że Cię poznałam, no bo kurwa, oni mogą nie rozumieć, ale my, my wiemy, to jest, to jest tak jak powiedziałeś, tak, że Ty jesteś Rosją, a ja jestem Putinem, to jest nie do rozerwania i teraz i teraz, kiedy siedzę tu bez Ciebie, nie wiem, nie umiem, nie potrafię już być tak do końca sobą. Tylko z Tobą wiem, tylko z Tobą tak się czuje. Wiem kim jestem, wiem co robię, wiem kim chcę być i kim będę, znam to, wiem to, byłam tam, z Tobą.

środa, 4 września 2013

powtarzam się, wiem.

No żesz kurwa. Kim jestem ?
Dzizas, kurwa, ja pierdole. 19 lat. Mentalnie koło trzydziestki, mhm.
Słucham dziwnych piosenek Birdy i wzruszam się, wzruszam się, bo taki ze mnie niby chuj, ale jednak romantyczka, ale jednak tak. Och, kurwa, ja nie dam rady, sama już nie wiem czego chcę, ale ok, ale ok, jakoś to będzie, jakoś damy radę, pewnie kurwa, pewnie.

Och, żesz kurwa. Mamo, tato, ja nie chcę. Dorastać, usamodzielniać i inne pierdoły.
Och, mamo, nigdy nie poznałam nikogo, jak on. Och, mamo, nie, nie zwariowałam, kiedy wychodzę i nie ma mnie parę dni, nie, ja się po prostu zakochałam, tylko się zakochałam, och mamo, nawet nie wiesz, jak bardzo, jak, kurwa, bardzo.

Och, kurwa, on tak bardzo ułatwia, tak bardzo ułatwia życie, och, po prostu z nim, to nie boli, nic nie boli, życie nie boli, a ja przestałam robić sobie blizny na dłoniach. Och, och, och, och. Kurwa.
Nawet nie wie. Nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Ratuje mnie przed szaleństwem, każdego dnia. Och, for fuck sake, nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale żyję dlatego, że on żyje, żyje, bo on. No kurwa.

I gdy tak patrzy na mnie, zawsze kiedy patrzy, ahhhhh i kiedy ja patrzę na niego i och, kurwa przecież on jest mną, jest mną, ma mój mózg, może tylko trochę inny, męski bardziej, mhm.
I patrzy na mnie, tak patrzy na mnie, z tą całą miłością w tych jego miodowych oczach i uśmiecha się, jezu, jak on się uśmiecha i ja wtedy wiem, no Boże, naprawdę wiem, że to on, ale w sumie to jestem ja, ma mój mózg, moje myślenie, moje nałogi, moje odczucia i reakcje, ma moje wszystko, jezu, jest mną i właśnie dlatego ma też mnie, ma mnie tak bezapelacyjne, że och żesz kurwa.

I teraz, teraz, kiedy wszystko się wali, kiedy już nie wiem praktycznie niczego, kiedy uświadomiłam sobie, że jestem dzieckiem, prawie dwudziestoletnim dzieckiem ze swoim pierwszym mieszkaniem i pierwszym samochodem, którym nigdy nawet nie jeździłam, bo praktycznie nie trzeźwieję, że jestem tylko dzieckiem, przed pierwszym rokiem studiów, które nie dadzą mi praktycznie niczego, gdyż jak się można domyślić, żaden ze mnie ścisłowiec, teraz, kiedy to wszystko się zacznie, kiedy będę musiała sama o siebie zadbać, podejmować decyzje, dojrzeć, och kurwa, teraz, tylko on mnie ratuje. I boję się, boję się, bo on jest jedynym pewnikiem, jedyną osobą, dzięki której będę miała na to wszystko siłę, jedyną stałą, w całym tym syfie i kurwa boje się strasznie, że to wszystko prędzej czy później się posypie i boje się, bo staje przed perspektywa bólu tak strasznego, że nawet nie jestem w stanie o nim myśleć.
No bo przecież, jezu, kurwa, jak to będzie bolało. Kurwa, a będzie na pewno. Kurwa.

piątek, 23 sierpnia 2013

och.

Jezu, przecież ja zaraz zwariuje, przecież nawet nie wiem co powiedzieć, przecież mam rozdygotane serce i mózg i ciało i wszystko się trzęsie i cała ziemia się trzęsie i wszechświat znów wygląda tak jak wyglądać powinien, bo miłość istnieje i miłość nie przechodzi i to jest tak pewne, jak nic innego, a jego oczy naprawdę z roku na rok są coraz mniej błękitne, coraz bardziej szare, a jego dłonie wciąż wywołują u mnie takie same dreszcze jak na początku, jak 5 lat temu.
I stoję tam, stoję tam, taka rozkochana, ciepła, zapatrzona w Niego i nie mogę oddychać i nawet jego zapach jest wciąż taki sam, a my nic się nie zmieniliśmy, kilkunastoletni starcy, tęskniący tak bardzo, kochający tak bardzo, kurwa, czekający latami na coś, czego jeszcze nie potrafią sobie wyobrazić, przyszłość, przecież jak to, przecież co my zrobimy, jak to zrobimy, da się tak w ogóle ?
Wiem przecież, że to ma być właśnie tak, właśnie z Nim, właśnie On, a świat dyszy mi w kark i szepcze złośliwie prosto w ucho, że spiesz się, zapamiętuj, dotykaj, smakuj, zapamiętuj, zapamiętuj najlepiej jak potrafisz, bo wiesz, że niedługo znów długo, długo nic i nie będzie go, nie będzie, nie będzie i będzie musiało wystarczyć Ci to, co zapamiętasz, to co sobie zapiszesz, to gdzie dotkniesz, jak pocałujesz, co powiedziałaś, co On powiedział, tylko to, na co starczyło czasu. Obraz wypalony w źrenicach, wspomnienie dreszczy, ton głosu, nic poza tym.
Zaciskam pięści tak mocno, że paznokcie ranią dłonie, och pieprz się życie, zapamiętałam, tym razem wiedziałam, tym razem nie miałam złudzeń, zapamiętałam. Ostatni pocałunek tutaj, ostatni uścisk dłoni tam, ostatnie szepty w szyje, ostatni spacer za rękę gdzieś indziej, ostatnie zdjęcie robione po wódce, ostatnie "kocham", ostatni rzut oka przez ramie, ostatni niewyraźny obraz, tamtej nocy.
Ostatnia śmierć, znów w tym samym miejscu i na tyle samo czasu, ostatnia miłość, która boli mnie jak chce i jak dla mnie, jedyna, której nigdy nie będę umiała odmówić.

piątek, 5 lipca 2013

że wyznanie ?

I w zasadzie to wszyscy przyjaciele mnie zignorowali i nie wiem w ogóle o czym mogłabym napisać, ale może o nim, może o nim, bo tęsknię za nim praktycznie bez przerwy. Boże jak to śmiesznie brzmi w ogóle "tęsknić z kimś". Co to w ogóle znaczy. Tęsknić. Kochać. Słowa.

Chuj z nimi w sumie. Przyjaciele. Nie. Chuj z nimi. Oni wybrali. Więc o nim. Dobra.

Boże. Ma takie miodowe oczy i czarne włosy. I zarost. Czasem zarost. Dwudniowy. Jakie to śmieszne, że dla mnie wydaje się być piękny.
Boże. Jego oczy. Jego twarz. Jego uśmiech. Jego mimika. Jego ubrania. Nawet jego "różowa" koszulka, którą nosi tak sporadycznie, a z której wciąż tak się śmieję. Och, Boże.
Leży obok mnie, a ja się budzę, otwieram oczy, patrzę na jego ramiona, obojczyki, klatkę piersiową, czuję jego dłoń na biodrze, och kurwa, patrzę na jego twarz, nos, oczy, rzęsy, usta, och, usta, patrzę i nie panuję nad sobą, uśmiecham się jak ostatnia idiotka, mam ochotę się roześmiać, ale to ze szczęścia, wszystko ze szczęścia, wszystko przez niego.

Więc mamy te swoje leniwe poranki, jego ręce na mojej talii, jego ręce na moich plecach. Dotykanie, gładzenie, dotykanie, pieszczenie, tyle ciepła, jak nigdy wcześniej, nigdy, nigdy wcześniej. Jestem niesamowicie niewyspana i niesamowicie szczęśliwa, zagłębiam dłoń w jego włosach i czuję, jak on bawi się moimi, czuję jego oddech na moim czole i wiem, że on czuję mój na swoich obojczykach.
I boże, och, boże, boże, to pierwszy, jedyny, jeden taki facet, którego przeszłość mnie nie obchodzi, mógł być z kim chciał, mógł mieć kogo chciał, och nieważne, to pierwszy mój facet, którego byłe mnie nie bolą. Bo to nieważne. Bo teraz jesteśmy. My. My i nieważne, nieważne wszystko, wszystko, nieważne wszystko, cały wszechświat.

Ma mój umysł, tylko trochę bardziej męski, ale to oczywiste, ma mój mózg i jest jedyną osobą, która poznała mnie, jak nikt inny. Właściwie nawet nie musi się starać. Właściwie to sama łapię się na tym, że opowiadam mu o rzeczach, których nikt o mnie nie wie. O których bałabym się powiedzieć komukolwiek innemu. Właściwie to jest mną. Och, boże, kurwa.

Ale przecież mu tego nie powiem.

Nigdy.

Zostań ze mną. Jesteś wspaniały. Jesteś piękny. Potrzebuję Cię. Jesteś niesamowity. Nigdy nie poznałam nikogo takiego, jak Ty. Bądź mój. Bądź mój zawsze. Nie dam sobie rady, bez Ciebie, nie dam sobie rady, jeśli odejdziesz.
Och, kurwa, po prostu Cię kocham, ze wszystkim, całego Ciebie, każdą Twoją wadę, wszystko to, co dla innych wydaje się być nieznośne, wszystko, wszystko. Kocham Twoje wszystko. Kocham Ciebie, takim jakim jesteś, Nieważne co robisz, nieważne jak się zachowujesz, nieważne czym się staniesz, nieważne. Kocham Ciebie, za Ciebie. Ot, tak. Kocham. Kocham Cię.

Ot, tak.
Głupia ja, naiwna.
Ale to nic. I tak nigdy się o tym nie dowiesz.


poniedziałek, 17 czerwca 2013

kawałki.

Zabij to. No dalej. Przecież, tego nienawidzisz. Życia. Ich. No dalej, zabij. Wypij to. Wypij to wszystko. Wypij wszystko, na co Cię stać. No dalej. Przecież nienawidzisz, nienawidzisz, jego siebie, tego, co do niego czujesz, swojej słabości przez to, że kochasz, tego, że w ogóle kochasz, tego że w ogóle potrafisz kochać, no dalej, przecież nienawidzisz, nienawidzisz siebie, jego, ludzi, nienawidzisz tego, że masz uczucia. Zabij to. Zabij. Zabij, zabij, zabij. Pij, pij, aż nie będziesz myśleć, nie będziesz czuć, nie będziesz pamiętać.
Wszyscy którzy odeszli ? Myślisz, że zdarza im się myśleć o Tobie ? Nie, nie zdarza się. Mają swoje życia, swoje światy, a Ty, Ty, nigdy nie byłaś wystarczająco ważna, żeby Cię nie zostawić, prawda ? Zawsze, zawsze mówili, że jesteś wyjątkowa, że im pomagasz, że coś tam dzięki Tobie, ale nie, ale jednak nigdy wystarczająco ważna. Byłaś substytutem. Wypełnieniem. Zawsze.
Zabij to. Zabij się. Wypij. Weź. Wypij. Zapal. Zrób to.

I co i niby myślałaś, że z nim będzie inaczej ? Myślałaś, że fakt, że myślicie tak samo i że przeszliście przez to samo, wystarczy ? Myślisz, że to on ? Że to on Cię uratuje, ocali, wyleczy z nienawiści do samej siebie ? Otóż nie. No raczej nie.
Spójrz na siebie, mała. Jeszcze tydzień temu dziękowałaś Bogu, chociaż w niego nie wierzysz, dziękowałaś jakiejkolwiek sile wyższej, za to, że go poznałaś, jeszcze tydzień temu myślałaś, że jesteś w stanie kochać ponownie. Ale nie. Kurwa po prostu nie.
I siedzisz tu, siedzisz tu teraz, sama, całkiem sama, pogubiona między przeszłością, tym co jest teraz i tym, na co miałaś nadzieję, że będzie. I siedzisz tu i próbujesz się upić i wypiłaś więcej niż kiedykolwiek, ale wciąż nic Ci nie jest i próbujesz to wyłączyć, zabić to, no dalej, zabij to, nie czuj już niczego, czucie boli, uczucia bolą, bycie człowiekiem, boli.

Możesz go kochać. Możesz myśleć, że jest wspaniały, najważniejszy. Możecie spędzić razem tyle wspaniałych chwil, że aż zacznie Ci się kręcić w głowie, ale nie łudź się. To wszystko, to tak naprawdę nic. To nic nie znaczy. To pożyczka. Na chwilę. Być może na najwspanialsze chwile, w Twoim życiu, ale jednak pożyczka. Nikt nie może być aż tak szczęśliwy na dłuższą metę. Świat nie robi aż takich prezentów. Świat pożycza, nie daje.

Więc zabij to. Zabij uczucia. Zabij, weź, weź, weź, spal, wypij, wstrzyknij, spal, zabij. Zabij. Nienawiść do świata, do ludzi, do siebie. Zabij wszystko.
O wiele łatwiej jest być maszyną. Żyć jak maszyna, Nie czuć. Kiedy nie czujesz, kiedy Ci nie zależy, dostajesz wszystko. No kurwa. Jakkolwiek nie popierdolone by to było, tak właśnie jest. No kurwa.

Więc zabij. Zabij uczucia. Wyłącz się. Wyłącz to. Zapomnij. Zapomnij, zapomnij, zapomnij. Wyłącz. Po prostu się wyłącz. Odpocznij. Chcesz tego przecież. Chcesz. Nakarm demony. Weź, wypij, zapal, weź, wypij, zapal. Nie chcesz jej, nie ma jej, nie ma miłości. Pamiętaj, to zniknie, wszystko zniknie. Świat pożycza. Zapomnij póki możesz, zapomnij, zanim zaczniesz cierpieć. Wyłącz to. Zapomnij. Zrób to.


piątek, 10 maja 2013

czym ?

A więc jestem. Jestem, już nie taka jak kiedyś, już nie z tymi co dawniej, już nie z tą samą miłością, ale przynajmniej, przynajmniej wciąż mam moje demony.
Jestem, pijana bardziej niż zawsze, pijana częściej niż zawsze, szczęśliwa częściej niż dotychczas.
O, ironio, któż by pomyślał, że tracąc coś najważniejszego, największego, najprawdziwszego, zyskam coś, co będzie uszczęśliwiało mnie bardziej niż wszystko wcześniej razem wzięte ?

Ma czarne włosy i miodowe oczy w sumie, w sumie są brązowe, ale i tak wciąż będę twierdzić, że to barwa miodu, nie przekonasz mnie, uroki zakochania, te sprawy. Napisałam tyle rzeczy na jego temat, że mogłabym wydać książkę, ale żadne słowo, żadne zdanie, ani jedno z nich nie wydaje mi się nawet w kilku procentach odpowiednie, pasujące, oddające cokolwiek, jakąkolwiek część prawdy o nim.

Nie poznaje samej siebie i jest mi z tym dobrze. Może to przez to, że właściwie, to nie wiem już kim jestem, straciłam 50 procent tożsamości po utracie Ciebie i nie wydaje mi się, że chciałabym jeszcze kiedykolwiek być taka jak wtedy. Teraz jestem inna, mądrzejsza jakby, ładniejsza trochę, uczuciowa jeszcze bardziej, szczęśliwsza o wiele, zakochana jak głupia i naprawdę, wolę tą wersję siebie niż tą, którą byłam przez ostatnie kilka lat.

Och, oczywiście, że to nie jest tak, oczywiście, że nie zapomniałam, nie da się zapomnieć 5 lat, nie da się przecież. Poza tym, znasz mnie, mnie, z całą moja maszynerią zbyt mocnego odczuwania, zbyt mocnego przejmowania się, zbyt mocnego kochania. Nie zapomniałam, nie, wciąż pamiętam, pamiętam i kurwa nie mogę, nie mogę zrozumieć tego, jak mogliśmy się skończyć. No jak. Po prostu kurwa no jak. Nie do pojęcia.

Teraz wyjdę na chuja pewnie, ale to nic, zawsze mnie za taką miałeś, więc, to nic, wszystko to nic, więc, zapominam o Tobie gdy widzę jego twarz. Zapominam, bo on, on, och kurwa, on jest mną, reprezentuje wszystko co kocham w ludziach, wszystko co kocham na tym świecie. Potrafi tak jak ja, dostosowując się do naszego pokolenia, do czasów, pozostać w tym wszystkim sobą. Bez udawania, bez gierek, bez masek, bez szczeniackich zachowań. Potrafi rozmawiać ze mną godzinami, kochać się ze mną godzinami, kłócić się ze mną godzinami, ale bez bólu, racjonalnie, śmiesznie, inteligentnie. Boże, rozumie mnie, a ja rozumiem jego. Bez słów.
I może, może rzeczywiście, to wszystko, my, ta nasz miłość, to czym staliśmy się dzięki sobie, może to wszystko po to, żeby przygotować się na kogoś innego? Może poznałam Cię, może kochałam Cię dlatego, żeby teraz, móc być z nim ? Może Ty poznałeś mnie, żeby stać się kim jesteś i poznać kogoś kto zakocha się właśnie w tym kim stałeś się pod wpływem miłości do mnie ? Może rzeczywiście byliśmy przygotowaniem, może, może tak.

Ale, ale mimo wszystko, byłeś moim wszystkim i może przez to wciąż nie umiem przestać pisać o Tobie "Ty", a o innych "on" , byłeś moją największą stratą i najgłębszym szaleństwem, sprawiałeś, że czułam się czymś więcej, niż kośćmi, dupą, cyckami, oczami, makijażem, mięsem. Byłeś.


Och, czym było to wszystko ?


*" Miłość to forma uprzedzenia. Kochasz to, czego potrzebujesz, kochasz to, co poprawia Ci samopoczucie, kochasz to, co jest wygodne. Jak możesz twierdzić, że kochasz jednego człowieka, skoro na świecie jest dziesięć tysięcy ludzi, których kochała byś bardziej gdybyś ich poznała ? Ale nigdy ich nie poznasz. " - Bukowski


niedziela, 24 marca 2013

ile byłoby mnie, lub o ile by mniej ?

Wszystko chciałabym Ci oddać i chciałabym, żebyś to wszystko po prostu sobie wziął, nie obawiając się, że nie wiesz co ze mną zrobić, bo wiesz, wiesz to jak nikt inny. Pierwszą rzeczą jaką razem zrobiliśmy, była wielka kłótnia przecież. To niesamowite, to tak jakbym kłóciła się sama ze sobą. Tak naprawdę miałam to wrażenie od początku,  od początku rozmawiając z Tobą czułam się tak jakbym gadała do siebie i sama sobie odpowiadała. Jesteś mną ?

Miałam kiedyś miłość, była niesamowita, wielka, czysta, trudna, bezwarunkowa, miałam ją, mieliśmy, właściwie chyba mamy nadal, ale on zabiła i mnie i jego, więc chyba nie można już mówić o tym w taki sposób. Teraz jestem martwa i nawet nie potrafię przypomnieć sobie tonu jego głosu, ani tego uczucia unoszenia się ponad chodnikiem gdy mnie przytulał. Byłam martwa również wtedy, gdy jak zwykle kompletnie zalani, coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie z kimś innym. Jestem martwa cały czas.

Nauczyłam się wszystkiego tak szybko, że aż wstyd, nauczyłam się korzystać z dużego zła tak szybko, że właściwie chyba nigdy nie byłam dzieckiem. Pokazano mi rzeczy dorosłe, myślenie dorosłych, uczucia starców, zapakowano je w moja nastoletnia głowę, w moje głupie, słabe serce, a potem mówiono, że odstaję od reszty. Owszem. Pieprzyć to.

Chyba dojrzałam jeszcze bardziej, chyba wyrzuciłam trochę syfu z głowy, chyba niedługo się w Tobie zakocham. Jesteś wspaniały i jesteś moim błogosławieństwem, bo wszystko rozumiesz, absolutnie wszystko, to jest tak cudowne, mieć kogoś kto rozumie, kogoś, kto nie boli.
Chce Cię rozpieczętować, wejść Ci do głowy, wejść Ci w myśli, we wszystko. Słuchać jak mówisz, możesz mówić nawet cały wieczór albo cztery albo każdego wieczoru cztery tygodnie pod rząd, tak bardzo jestem zafascynowana. Chcę wiedzieć o Tobie dużo, jak najwięcej, to wszystko co jesteś w stanie powiedzieć, opowiedzieć, pokazać, chce poznać najgorsze, najbrudniejsze rzeczy jakie masz w głowie, całe zło, krzywdy które zrobiłeś i te które zostały zrobione Tobie. Chce wiedzieć i chce żebyś wiedział wszystko o mnie. Jesteś pierwszą osobą, która tyle znaczy. Jesteś pierwszą osobą, której jeszcze nigdy nie miałam dość.

Stoję i gadam sama do siebie, krew krąży szybciej i chyba widzę miejsce gdzie całowaliśmy się po raz pierwszy. Nie mogę oddychać i  uważam, że to niemożliwe, że jak to się stało, jak mogło, jakim cudem, dlaczego, jak , jak, jak, jak kurwa, no jak mogliśmy się skończyć. Nie my, każdy tylko nie my. Zastanawiam się, kim była bym teraz, gdyby nie Ty wtedy i później. Pewnie też bym się skończyła. Już dawno.

środa, 6 marca 2013

niech będzie chwała za ten czas

 Mam lekką, jasną, pełną słońca głowę, mam głowę szaleńca i powinnam robić teraz całkiem co innego, być kimś innym, z kimś innym i gdzie indziej, jak każdy z nas. Mam głowę szaleńca i wydaje mi się, że wszystko co między nami, stopiło się jak klisza fotograficzna, że wszystko, wszystko umarło, mu umarliśmy, my, cały wszechświat.
 Chociaż czasami chyba wciąż jeszcze idę w Twoim kierunku i staram się nie być zła, nie być wściekła na świat, staram się być dobra, serio, ale jeśli karma mi tego nie zwróci, to nie ręczę za siebie, przysięgam, bo oddałam wszystko, prawie, resztę mi odebrano, więc, cóż. Zostały zadania z matematyki, które nie mają prawa zaskakiwać, stosy nieprzeczytanych lektur, dwa miesiące do matury noikurwacoztegonoico. Nie znaczę zupełnie nic, bez Ciebie.
 Wciąż spędzam z nim duszne wieczory, dziwne, ciężkie od uczuć, jego uczuć, ja nie mam, zwykle wtedy mam tylko płuca pełne dymu, dziwne, wciąż nie wiem, co tak naprawdę dla mnie znaczy, dlaczego go potrzebuję i czego od niego chce. Mam już dosyć jego i tego wszystkiego, wszystkiego, a wczoraj przeszłam samą siebie, upaliłam się, po czym płakałam pół godziny, bo zażartował, że nie mogę oprzeć głowy o jego ramię. Mógłby mieć trochę rozsądku i odejść, przecież jestem wariatką. Oboje powinniśmy, nic dobrego i tak z tego nie będzie, nie ma prawa, ale nie, nie, przecież to byłoby za mądre, przecież wtedy sprawialibyśmy wrażenie, że wiemy co robimy. A nie wiemy. No bo po co to wszystko przecież. Przecież to nie to samo. Przecież z nikim nie jest już tak samo. Przecież kurwa to jest nie do pomyślenia, tyle szaleństwa.
  Wciąż myślę o Tobie, prawie tak często jak o nim, a może nie powinnam o nim ,bo mnie zostawił, bo przecież zniknął, zniknął, wyparował, odciął się, tak jakby nigdy nie było niczego, nikogo, tak jakby półtora roku to było nic, jakby nigdy nie było, Jezu, przecież ja bez niego sobie nie poradzę, przecież troszczył się o mnie, przecież miał troszczyć się jeszcze co najmniej 2 miesiące, przecież ja umrę, nie umiem już przebywać w tych murach bez niego. Nie robi się takich rzeczy, nie robi się, a już na pewno nie ludziom, z którymi kręciło się sobie film w głowie, ciężkie, pijane, źle skadrowane sceny, uśmiechy, krzyki, słowa, papierosy, pieniądze, bar, jedzenie, piwo, szampan, schody, śmiech, śnieg, ciepło, park, polana, wiatr, lato, lato, zima, wiosna, jesień, kurwa, NIE ROBI SIĘ TEGO KOMUŚ Z KIM SPĘDZA SIĘ CALE LATA DZIEŃ W DZIEŃ, NIE ROBI SIĘ KURWA.
Nieważne, przecież nie płaczę po ludziach, wszyscy odchodzą, po prostu ja o tym zapomniałam.

Chciałabym, żebyś już był. Wszystko sprowadza się do tego, żebyś Ty był. Z Tobą, może być wszystko.