A więc jestem. Jestem, już nie taka jak kiedyś, już nie z tymi co dawniej, już nie z tą samą miłością, ale przynajmniej, przynajmniej wciąż mam moje demony.
Jestem, pijana bardziej niż zawsze, pijana częściej niż zawsze, szczęśliwa częściej niż dotychczas.
O, ironio, któż by pomyślał, że tracąc coś najważniejszego, największego, najprawdziwszego, zyskam coś, co będzie uszczęśliwiało mnie bardziej niż wszystko wcześniej razem wzięte ?
Ma czarne włosy i miodowe oczy w sumie, w sumie są brązowe, ale i tak wciąż będę twierdzić, że to barwa miodu, nie przekonasz mnie, uroki zakochania, te sprawy. Napisałam tyle rzeczy na jego temat, że mogłabym wydać książkę, ale żadne słowo, żadne zdanie, ani jedno z nich nie wydaje mi się nawet w kilku procentach odpowiednie, pasujące, oddające cokolwiek, jakąkolwiek część prawdy o nim.
Nie poznaje samej siebie i jest mi z tym dobrze. Może to przez to, że właściwie, to nie wiem już kim jestem, straciłam 50 procent tożsamości po utracie Ciebie i nie wydaje mi się, że chciałabym jeszcze kiedykolwiek być taka jak wtedy. Teraz jestem inna, mądrzejsza jakby, ładniejsza trochę, uczuciowa jeszcze bardziej, szczęśliwsza o wiele, zakochana jak głupia i naprawdę, wolę tą wersję siebie niż tą, którą byłam przez ostatnie kilka lat.
Och, oczywiście, że to nie jest tak, oczywiście, że nie zapomniałam, nie da się zapomnieć 5 lat, nie da się przecież. Poza tym, znasz mnie, mnie, z całą moja maszynerią zbyt mocnego odczuwania, zbyt mocnego przejmowania się, zbyt mocnego kochania. Nie zapomniałam, nie, wciąż pamiętam, pamiętam i kurwa nie mogę, nie mogę zrozumieć tego, jak mogliśmy się skończyć. No jak. Po prostu kurwa no jak. Nie do pojęcia.
Teraz wyjdę na chuja pewnie, ale to nic, zawsze mnie za taką miałeś, więc, to nic, wszystko to nic, więc, zapominam o Tobie gdy widzę jego twarz. Zapominam, bo on, on, och kurwa, on jest mną, reprezentuje wszystko co kocham w ludziach, wszystko co kocham na tym świecie. Potrafi tak jak ja, dostosowując się do naszego pokolenia, do czasów, pozostać w tym wszystkim sobą. Bez udawania, bez gierek, bez masek, bez szczeniackich zachowań. Potrafi rozmawiać ze mną godzinami, kochać się ze mną godzinami, kłócić się ze mną godzinami, ale bez bólu, racjonalnie, śmiesznie, inteligentnie. Boże, rozumie mnie, a ja rozumiem jego. Bez słów.
I może, może rzeczywiście, to wszystko, my, ta nasz miłość, to czym staliśmy się dzięki sobie, może to wszystko po to, żeby przygotować się na kogoś innego? Może poznałam Cię, może kochałam Cię dlatego, żeby teraz, móc być z nim ? Może Ty poznałeś mnie, żeby stać się kim jesteś i poznać kogoś kto zakocha się właśnie w tym kim stałeś się pod wpływem miłości do mnie ? Może rzeczywiście byliśmy przygotowaniem, może, może tak.
Ale, ale mimo wszystko, byłeś moim wszystkim i może przez to wciąż nie umiem przestać pisać o Tobie "Ty", a o innych "on" , byłeś moją największą stratą i najgłębszym szaleństwem, sprawiałeś, że czułam się czymś więcej, niż kośćmi, dupą, cyckami, oczami, makijażem, mięsem. Byłeś.
Och, czym było to wszystko ?
*" Miłość to forma uprzedzenia. Kochasz to, czego potrzebujesz, kochasz to, co poprawia Ci samopoczucie, kochasz to, co jest wygodne. Jak możesz twierdzić, że kochasz jednego człowieka, skoro na świecie jest dziesięć tysięcy ludzi, których kochała byś bardziej gdybyś ich poznała ? Ale nigdy ich nie poznasz. " - Bukowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz