Jest mi trochę przykro, owszem, kurwa, jakie trochę, jest mi przykro tak bardzo, że aż boli mnie brzuch, że aż czuję to w środku, to dziwne, śliskie, skręcające, gorzkie coś, właśnie tam, w trzewiach.
Kurwa, za dużo rzeczy mnie rozprasza, za dużo zupełnie obcych mi ludzi mnie rozprasza, nie umiem, straciłam, zgubiłam, przejebałam siebie.
To będzie chyba zlepek pojebanych, pozornie nie mających ze sobą powiązania zdań.
Nauczyłam się używania substytutów, nauczyłam się upijania się, upijania się wieczorami podczas których nie możemy być razem, i przypominania sobie momentów z Tobą, Twoich dłoni, Twojego głosu, Twojego wszystkiego, tego ciepła, głosu, gestów, wszystkiego i teraz upijam się w momentach kiedy tęsknie za Tobą tak, że nie mogę tego znieść, upijam się prawie cały czas.
To wszystko co napisałam do tej pory to chuj oszustwo. Nie umiem już, nie potrafię, tracę to, tracę to wszystko, wszystko zjebałam, wszystko, wszystko, nas, wszystko.
Myślałam że kurwa wszystko już będzie dobrze, że wszystko się ułoży i owszem, tak było, chyba nawet tak miało być, ale nie, ale ja to zjebałam, zjebałam jak wszystko, jak zawsze.
Po co było to wszystko? Po co, kurwa. Jebany rok. Zjebany rok. I nie mogę już patrzeć ani na mnie, ani na Ciebie, bez nienawiści do siebie i tego paraliżującego mnie strachu, ze Ty wiesz, że się domyślasz, że no kurwa wszystko pierdolnie, że Cie stracę.
Po chuj było to wszystko ?
Jezu, przecież jesteś dla mnie najważniejszy, najlepszy, najwspanialszy i ja Cie kocham, ja naprawdę cie kocham, ale nie umiem, nie umiem racjonalnie wytłumaczyć, wyjaśnić dlaczego to zrobiłam, po co, po co, po co, po co, po co, co chciałam udowodnić sobie, Tobie, światu. Co. Kurwa. Co.
Mam w piersiach coś czego nie potrafię zdefiniować i to coś boli, boli, miota się, wyje, szarpie, rozrywa od środka, sprawia, że mam ochotę zwijać się z bólu i machać rękami jak psychopatka, kurwa to chyba jest sumienie, boże, sumienie, co to, myślałam, że nie mam, myślałam, że dam radę, myślałam, że znam siebie, no cóż, nie, jednak nie, boże, zaraz umrę, zaraz rozkurwię samą siebie od środka.
Nie. Nie umiem. Już nie umiem.
To chyba ostatnia moja rzecz, kiedykolwiek, o czymkolwiek, o kimkolwiek. Kurwa to już nie jestem nawet ja.
Och kurwa, jak bardzo, jak w chuj bardzo potrzebuje teraz choćby Twojej dłoni na moich plecach. Wszystkie te głosy w mojej głowie by umilkły. Wiem to, zawsze tak jest.
Kocham Cię, kocham Cię najbardziej i prawie zapomniałam już, że kiedy zaczynałam z Tobą być, nie miałeś być tak ważny, tak jedyny. Chociaż to nic nie zmienia, kocham Cię, kocham najbardziej i jak głupia i współczuję ludziom, którzy nigdy nie przeżyli takiej miłości, jakby jeszcze tego było mało odwzajemnionej, co już w ogóle jest szczytem marzeń, współczuję wszystkim, którzy w to nie wierzą, którzy myślą, że takie rzeczy się nie zdarzają i wszystkim tym, którzy są w związkach opartych tylko na seksie, bo ojej, to takie dojrzałe i tak bardzo znają życie, bo uczuć nie ma, jest tylko ruchanie i ten cały mrok i ból, bo to przecież normalne i życiowe i takie dojrzałe.
No kurwa, proszę.
Ale jednocześnie zazdroszczę, zazdroszczę im wszystkim, bo gdybym Cię nie poznała, nigdy, nigdy, to nie wiedziałabym jakie to cudowne, wiedzieć, mieć pewność, ale jednocześnie świadomość, że można to wszystko stracić, niewyobrażalny ból samej perspektywy, drżące ręce, tępy umysł, te wszystkie paranoje.
Jezu, patrzcie, tylko spójrzcie jak chujowa się stałam. Jak to już nie jestem ja.
Och, kurwa, cokolwiek, kocham Cię. Ten świat jest tak cudowny, od kiedy Ty w nim jesteś.
środa, 20 sierpnia 2014
niedziela, 20 kwietnia 2014
wycie w eter
Jezu, ale przecież, ale przecież on mnie nie chciał, on, on , on , kurwa, pierdolony on, odmówił, przecież, przecież, w momencie, gdy ja. JA, zawsze zimna i chłodna i wszystko, przecież wtedy gdy ja stwierdziłam, że on, że on przecież mnie kocha i że mogę się przed nim otworzyć i powiedzieć mu, jak bardzo ochujałam z miłości do niego i, i ze byłabym gotowa rzucić wszystko i zostawić wszystko tutaj i wyjechać z nim i zaczynać wszystko od nowa i że nic mnie tutaj nie trzyma, oprócz niego i że ja, ja całkowicie mogę to zrobić i być z nim, być z nim tam, zawsze i całkowicie i zapomnieć o życiu tutaj, to wtedy, och kurwa, przecież on wtedy, on wtedy mi odmówił, przecież on powiedział, że wcale tego nie chce, że, że nie chce mnie, że nie chce mnie tam z nim tak naprawdę i och och och kurwa, ja nawet, ja nawet nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, bo wtedy stałam się nikim, bo przecież, przecież, przecież kurwa własnie złamał mi serce i dusze i zmiażdżył mnie całą, całkowicie i doszczętnie; ale wciąż gram, wciąż udaje, że nic a nic mnie to nie obchodzi, że jakoś to przeżyje, że jakoś dam sobie rade bez niego, że nie ochujam już doszczętnie, ale przecież och przecież jaka to jest gówno prawda, przecież ja zwariuje, och bo z nim, z nim to było co innego, to była prawda, czysta prawda i magia i ja naprawdę, naprawdę myślałam, że mnie kocha, przecież, przecież byliśmy tacy sami, no kurwa przecież on był mną, jest mną, jesteśmy stworzeni dla siebie, no kurwa jak, JAK JAK JAK JAK JAK JAK JAK JAK JAK JAK JAK JAK to możliwe, że on złamał mi serce, jak to możliwe że nie jestem dla niego tak jedyna jak on jest dla mnie, przecież no kurwa, tyle razem przeszliśmy, tyle nas łączy, ja pierdole, tak bardzo go kocham, nigdy nawet nie potrafiłam tak kochać, nigdy nikogo tak bardzo i nikt nigdy nie był tak wspaniały i najlepszy i niesamowity i dokładnie taki jaki być powinien i przecież, no przecież, on mówił i pokazywał, przez cały ten czas, ze ja jestem taka sama dla niego, że równie dużo znaczę, ale jednak nie, ale jednak niewystarczająco, och kurwa, myślałam że już nigdy mnie to nie spotka, myślałam ze już nigdy nie okaże się niewystarczająca, myślałam, że mam jego, że mamy siebie.
Ale nie, no kurwa jednak nie, no kurwa no nie i i i ja teraz, przecież co ja teraz mam zrobić, przecież ja bez niego spodlę się ostatecznie i kurwa, teraz, bez niego, nikt nie będzie w stanie opanować mojego spierdolenia i mojej tendencji do upadlania się i ii ii i i i i przecież, przecież, ja bez niego, bez niego, ja ochujam, zwariuje całkowicie i z całkowitym rozmysłem spierdolę resztę swojego życia, bo w sumie po chuj mi to, po chuj mi ono, ja, ja bez niego nie potrafię i nie wyobrażam sobie i i i och boże o kurwa, tak, tak, wiedziałam, że ja... że nie ma nikogo dla mnie, że mnie się nie kocha i nie oddaje mi się życia. No kurwa.
PS I WANT HIM BACK SO BAD, I LEAVE THE DOOR UNLOCKED.
Ale nie, no kurwa jednak nie, no kurwa no nie i i i ja teraz, przecież co ja teraz mam zrobić, przecież ja bez niego spodlę się ostatecznie i kurwa, teraz, bez niego, nikt nie będzie w stanie opanować mojego spierdolenia i mojej tendencji do upadlania się i ii ii i i i i przecież, przecież, ja bez niego, bez niego, ja ochujam, zwariuje całkowicie i z całkowitym rozmysłem spierdolę resztę swojego życia, bo w sumie po chuj mi to, po chuj mi ono, ja, ja bez niego nie potrafię i nie wyobrażam sobie i i i och boże o kurwa, tak, tak, wiedziałam, że ja... że nie ma nikogo dla mnie, że mnie się nie kocha i nie oddaje mi się życia. No kurwa.
PS I WANT HIM BACK SO BAD, I LEAVE THE DOOR UNLOCKED.
poniedziałek, 20 stycznia 2014
i wanna fuckin' lifetime with u. (po polsku lifetime, nie brzmi już tak dobrze)
Chyba sierpień, a może wrzesień, może, temperatury takie same przecież, Twoje oczy takie same, ciężko stwierdzić. Twoje 74 kilogramy na parapecie, moje 51 w łóżku, dym, Twoje usta, Twój papieros, i moje myśli, że no kurwa, jak to możliwe, że jesteś mój. W tle Simple Man na żywo i nie mogę tego słuchać, nie mogę, bo to mnie roztapia, bo to sprawia, że zakochuje się jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, jestem bezradna, bezbronna, naga.
-Nie widziałem wcześniej tego pieprzyka. - uśmiecha się pod nosem, a ja zakrywam biodro, mrugam powiekami, ale nie,
wciąż tam jest, siedzi, pali, uśmiecha się i patrzy, nie zniknął.
Więc leże taka naga, dosłownie i nie tylko, w naszej pościeli, uwielbiam ją, wiesz, to jest ta całkiem biała pościel, która od początku wygląda na używaną, lekko poszarzałą, nie wiem dlaczego tak zwracam na to uwagę, ale uwielbiam ją, ma ten klimat seksu w latach 90, miłości w małych, obdrapanych pokojach. Patrzę na niego, boże, gdyby teraz na mnie spojrzał, to pewnie pomyślałby że zwariowałam, to jest wzrok szaleńca, wzrok socjopaty, psycho fana.
- No dobra, wpuść mnie. - schodzi z parapetu, kładzie dłoń na moim biodrze, opieram głowę na jego klatce piersiowej.Bawi się moimi włosami, równie często bawi się moim sercem, chociaż nie ma o tym pojęcia, chociaż nie robi nic złego, nigdy nie zrobił nic złego, po prostu jestem tak żałośnie zakochana, że boli mnie wszystko, bolą mnie drobiazgi.
Często robi śniadania do łóżka, zawsze kawę, częściej leży i narzeka, jak bardzo nie chcę mu się wstawać, ale najczęściej mówi, że mógłby tak leżeć zawsze i to prawda, też bym mogła. W naszym wypadku łóżko to inna przestrzeń, inne uniwersum, w łóżku przestajemy być wredni i chamscy, przestajemy udawać, ukrywać. W łóżku jesteśmy bezbronni, leżymy, głaszczemy, przytulamy, rozmawiamy, śmiejemy się, planujemy, patrzymy w oczy, rozumiemy.
- Wolę z Tobą rozmawiać niż macać Cię po cyckach. - och hahahahah.
Jest wszystkim i tylko przy nim wiem, kim jestem, a z nim czuję, że jestem najlepsza, że jesteśmy najlepsi, ale tylko my, jako my razem, nigdy jedno z nas osobno, bez siebie jesteśmy niczym, true story. I pewnie to mnie zniszczy i pewnie on mnie zniszczy, a ja zniszczę jego i zniszczymy też to co mamy i to kim byliśmy, reasumując - ogólny rozpierdol, wiem, czuję, mówię Ci. Ale, (nie zaczyna się zdania od ale), ale, ale jednak jest, uśmiecha się i tak na mnie patrzy i ma te pieprzyki i znów jest pijany i wcale nie jest ładny, ale jest wspaniały i ja też jestem pijana, w ogóle za często jesteśmy pijani, stwierdzam, a on się śmieje, NIE NO CO TY, wcale nie, och hahaha i wciąż jest i jesteśmy na imprezie, a on tak bardzo nie potrafi tańczyć, a ja tak bardzo już nie mam siły i tak bardzo chcielibyśmy już jechać do domu i zostać sami i zapomnieć o wszystkim innym oprócz siebie i och Jezu, kurwa, Chryste, (tak, wiem, wiem, nie bluźnij dziecko), ale och Jezu, to jest najwspanialszy związek ever przecież.
-No i ona tam spała z ilomaś tam innymi, ale dalej są razem, bo jej wybaczył. Co szmata. - No kurwa, mimo naszego pojebania jesteśmy najnormalniejszą parą, jaką znam.- tak kurwa, właściwie to tak, nie zdradzamy, nie kłamiemy, chociażby nie wiem jak bolało, ale właściwie to nie ma o czym, nie zatajamy, nie zabraniamy, nie ograniczamy się, ufamy, no kurwa, strasznie często wydaje mi się, że wcale tu nie pasujemy, do reszty, do ich syfu, do ich pogubienia, do robienia przez nich szmat ze związków, to jest takie dziwne, zachowujemy się jak pokolenie naszych dziadków, mimo naszego pojebania, chamstwa i egoizmu, potrafimy grac czysto, jesteśmy najdziwniejszą para, jaka znam.
Właściwie to zawsze pijemy, nie wiem dlaczego, chyba boli nas to wszystko, wszystko wokół, alkohol pomaga.
Siedzimy na jakimś krawężniku, puszki w dłoniach, papierosy w ustach, śmiech, pocałunki, chowanie się przed resztą, no kurwa, znowu idą, no kurwa, no dobra, udawaj, że to nie przeszkadza, no ok. Tyle małych rzeczy, tyle chwil, mrugnięć okiem, pojedynczych zdań, wyrazów, min, gestów, które tylko my pamiętamy, tylko my rozumiemy. Tyle miesięcy razem, a większość z tego czasu funkcjonujemy już prawie na zasadzie małżeństwa, wszystko jedno, wszystko wspólne, wszystko już znane, przyjazne, oswojone, ustabilizowane, strasznie szybko poszło, nie sądzisz ?
- Chyba zaczynam przyzwyczajać się tak naprawdę, chyba już przywiązałem się tak strasznie. - wiem, przecież wiem przecież ja też, przecież jesteś mną.
Leżymy, kurwa, niewygodnie trochę, kamienista ta plaża, ale leżymy, lipiec, zdecydowanie lipiec i obydwoje mamy okulary jak z Las Vegas Parano, jakiś koc, jakieś piwa, jakieś jedzenie, weź niuniu nie jedz i tak dobrze wyglądasz, no kurwa, ale zapalić zawsze mogę, schudnąć też, a Ty wciąż będziesz brzydki; Jezu, nie wiem czy ktokolwiek rozumie nasz bełkot i mój bełkot tutaj w tym momencie, ale no cóż, to jest moje love story, strona 289 i och kurwa to nawet jeszcze nie rok, a ja nie mam jeszcze dwudziestki, ale wiem, już wiem. Wytrzymam wszystko, wiem, że musimy zrobić pewne rzeczy, pozałatwiać sprawy, pokończyć szkoły, zarobić ile trzeba, czasem nie widywać się przez jakiś czas, chodzić w różne miejsca bez siebie. To nic, to nie przeszkadza, rozumiem, wytrzymam, zniosę ile trzeba, bo nie jestem aż tak egoistycznie głupia. Patrzę z innej perspektywy. Nie musisz być codziennie, na każde zawołanie, na każdy kaprys, w każdej chwili kiedy tylko zrobi mi się smutno. Nie. To męczące, niszczące i wypalające się. Nie chce iluś tam miesięcy czy paru lat z Tobą, każdego dnia, po ileś godzin, bez przerwy. Chce przerw, czasu spędzanego osobno, ale z powrotami, ale chcę tego na zawsze.
Chcę życia z Tobą.
-Nie widziałem wcześniej tego pieprzyka. - uśmiecha się pod nosem, a ja zakrywam biodro, mrugam powiekami, ale nie,
wciąż tam jest, siedzi, pali, uśmiecha się i patrzy, nie zniknął.
Więc leże taka naga, dosłownie i nie tylko, w naszej pościeli, uwielbiam ją, wiesz, to jest ta całkiem biała pościel, która od początku wygląda na używaną, lekko poszarzałą, nie wiem dlaczego tak zwracam na to uwagę, ale uwielbiam ją, ma ten klimat seksu w latach 90, miłości w małych, obdrapanych pokojach. Patrzę na niego, boże, gdyby teraz na mnie spojrzał, to pewnie pomyślałby że zwariowałam, to jest wzrok szaleńca, wzrok socjopaty, psycho fana.
- No dobra, wpuść mnie. - schodzi z parapetu, kładzie dłoń na moim biodrze, opieram głowę na jego klatce piersiowej.Bawi się moimi włosami, równie często bawi się moim sercem, chociaż nie ma o tym pojęcia, chociaż nie robi nic złego, nigdy nie zrobił nic złego, po prostu jestem tak żałośnie zakochana, że boli mnie wszystko, bolą mnie drobiazgi.
Często robi śniadania do łóżka, zawsze kawę, częściej leży i narzeka, jak bardzo nie chcę mu się wstawać, ale najczęściej mówi, że mógłby tak leżeć zawsze i to prawda, też bym mogła. W naszym wypadku łóżko to inna przestrzeń, inne uniwersum, w łóżku przestajemy być wredni i chamscy, przestajemy udawać, ukrywać. W łóżku jesteśmy bezbronni, leżymy, głaszczemy, przytulamy, rozmawiamy, śmiejemy się, planujemy, patrzymy w oczy, rozumiemy.
- Wolę z Tobą rozmawiać niż macać Cię po cyckach. - och hahahahah.
Jest wszystkim i tylko przy nim wiem, kim jestem, a z nim czuję, że jestem najlepsza, że jesteśmy najlepsi, ale tylko my, jako my razem, nigdy jedno z nas osobno, bez siebie jesteśmy niczym, true story. I pewnie to mnie zniszczy i pewnie on mnie zniszczy, a ja zniszczę jego i zniszczymy też to co mamy i to kim byliśmy, reasumując - ogólny rozpierdol, wiem, czuję, mówię Ci. Ale, (nie zaczyna się zdania od ale), ale, ale jednak jest, uśmiecha się i tak na mnie patrzy i ma te pieprzyki i znów jest pijany i wcale nie jest ładny, ale jest wspaniały i ja też jestem pijana, w ogóle za często jesteśmy pijani, stwierdzam, a on się śmieje, NIE NO CO TY, wcale nie, och hahaha i wciąż jest i jesteśmy na imprezie, a on tak bardzo nie potrafi tańczyć, a ja tak bardzo już nie mam siły i tak bardzo chcielibyśmy już jechać do domu i zostać sami i zapomnieć o wszystkim innym oprócz siebie i och Jezu, kurwa, Chryste, (tak, wiem, wiem, nie bluźnij dziecko), ale och Jezu, to jest najwspanialszy związek ever przecież.
-No i ona tam spała z ilomaś tam innymi, ale dalej są razem, bo jej wybaczył. Co szmata. - No kurwa, mimo naszego pojebania jesteśmy najnormalniejszą parą, jaką znam.- tak kurwa, właściwie to tak, nie zdradzamy, nie kłamiemy, chociażby nie wiem jak bolało, ale właściwie to nie ma o czym, nie zatajamy, nie zabraniamy, nie ograniczamy się, ufamy, no kurwa, strasznie często wydaje mi się, że wcale tu nie pasujemy, do reszty, do ich syfu, do ich pogubienia, do robienia przez nich szmat ze związków, to jest takie dziwne, zachowujemy się jak pokolenie naszych dziadków, mimo naszego pojebania, chamstwa i egoizmu, potrafimy grac czysto, jesteśmy najdziwniejszą para, jaka znam.
Właściwie to zawsze pijemy, nie wiem dlaczego, chyba boli nas to wszystko, wszystko wokół, alkohol pomaga.
Siedzimy na jakimś krawężniku, puszki w dłoniach, papierosy w ustach, śmiech, pocałunki, chowanie się przed resztą, no kurwa, znowu idą, no kurwa, no dobra, udawaj, że to nie przeszkadza, no ok. Tyle małych rzeczy, tyle chwil, mrugnięć okiem, pojedynczych zdań, wyrazów, min, gestów, które tylko my pamiętamy, tylko my rozumiemy. Tyle miesięcy razem, a większość z tego czasu funkcjonujemy już prawie na zasadzie małżeństwa, wszystko jedno, wszystko wspólne, wszystko już znane, przyjazne, oswojone, ustabilizowane, strasznie szybko poszło, nie sądzisz ?
- Chyba zaczynam przyzwyczajać się tak naprawdę, chyba już przywiązałem się tak strasznie. - wiem, przecież wiem przecież ja też, przecież jesteś mną.
Leżymy, kurwa, niewygodnie trochę, kamienista ta plaża, ale leżymy, lipiec, zdecydowanie lipiec i obydwoje mamy okulary jak z Las Vegas Parano, jakiś koc, jakieś piwa, jakieś jedzenie, weź niuniu nie jedz i tak dobrze wyglądasz, no kurwa, ale zapalić zawsze mogę, schudnąć też, a Ty wciąż będziesz brzydki; Jezu, nie wiem czy ktokolwiek rozumie nasz bełkot i mój bełkot tutaj w tym momencie, ale no cóż, to jest moje love story, strona 289 i och kurwa to nawet jeszcze nie rok, a ja nie mam jeszcze dwudziestki, ale wiem, już wiem. Wytrzymam wszystko, wiem, że musimy zrobić pewne rzeczy, pozałatwiać sprawy, pokończyć szkoły, zarobić ile trzeba, czasem nie widywać się przez jakiś czas, chodzić w różne miejsca bez siebie. To nic, to nie przeszkadza, rozumiem, wytrzymam, zniosę ile trzeba, bo nie jestem aż tak egoistycznie głupia. Patrzę z innej perspektywy. Nie musisz być codziennie, na każde zawołanie, na każdy kaprys, w każdej chwili kiedy tylko zrobi mi się smutno. Nie. To męczące, niszczące i wypalające się. Nie chce iluś tam miesięcy czy paru lat z Tobą, każdego dnia, po ileś godzin, bez przerwy. Chce przerw, czasu spędzanego osobno, ale z powrotami, ale chcę tego na zawsze.
Chcę życia z Tobą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)