No żesz kurwa. Kim jestem ?
Dzizas, kurwa, ja pierdole. 19 lat. Mentalnie koło trzydziestki, mhm.
Słucham dziwnych piosenek Birdy i wzruszam się, wzruszam się, bo taki ze mnie niby chuj, ale jednak romantyczka, ale jednak tak. Och, kurwa, ja nie dam rady, sama już nie wiem czego chcę, ale ok, ale ok, jakoś to będzie, jakoś damy radę, pewnie kurwa, pewnie.
Och, żesz kurwa. Mamo, tato, ja nie chcę. Dorastać, usamodzielniać i inne pierdoły.
Och, mamo, nigdy nie poznałam nikogo, jak on. Och, mamo, nie, nie zwariowałam, kiedy wychodzę i nie ma mnie parę dni, nie, ja się po prostu zakochałam, tylko się zakochałam, och mamo, nawet nie wiesz, jak bardzo, jak, kurwa, bardzo.
Och, kurwa, on tak bardzo ułatwia, tak bardzo ułatwia życie, och, po prostu z nim, to nie boli, nic nie boli, życie nie boli, a ja przestałam robić sobie blizny na dłoniach. Och, och, och, och. Kurwa.
Nawet nie wie. Nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Ratuje mnie przed szaleństwem, każdego dnia. Och, for fuck sake, nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale żyję dlatego, że on żyje, żyje, bo on. No kurwa.
I gdy tak patrzy na mnie, zawsze kiedy patrzy, ahhhhh i kiedy ja patrzę na niego i och, kurwa przecież on jest mną, jest mną, ma mój mózg, może tylko trochę inny, męski bardziej, mhm.
I patrzy na mnie, tak patrzy na mnie, z tą całą miłością w tych jego miodowych oczach i uśmiecha się, jezu, jak on się uśmiecha i ja wtedy wiem, no Boże, naprawdę wiem, że to on, ale w sumie to jestem ja, ma mój mózg, moje myślenie, moje nałogi, moje odczucia i reakcje, ma moje wszystko, jezu, jest mną i właśnie dlatego ma też mnie, ma mnie tak bezapelacyjne, że och żesz kurwa.
I teraz, teraz, kiedy wszystko się wali, kiedy już nie wiem praktycznie niczego, kiedy uświadomiłam sobie, że jestem dzieckiem, prawie dwudziestoletnim dzieckiem ze swoim pierwszym mieszkaniem i pierwszym samochodem, którym nigdy nawet nie jeździłam, bo praktycznie nie trzeźwieję, że jestem tylko dzieckiem, przed pierwszym rokiem studiów, które nie dadzą mi praktycznie niczego, gdyż jak się można domyślić, żaden ze mnie ścisłowiec, teraz, kiedy to wszystko się zacznie, kiedy będę musiała sama o siebie zadbać, podejmować decyzje, dojrzeć, och kurwa, teraz, tylko on mnie ratuje. I boję się, boję się, bo on jest jedynym pewnikiem, jedyną osobą, dzięki której będę miała na to wszystko siłę, jedyną stałą, w całym tym syfie i kurwa boje się strasznie, że to wszystko prędzej czy później się posypie i boje się, bo staje przed perspektywa bólu tak strasznego, że nawet nie jestem w stanie o nim myśleć.
No bo przecież, jezu, kurwa, jak to będzie bolało. Kurwa, a będzie na pewno. Kurwa.